To była wystawa pojazdów zabytkowych czy raczej zjazd przyjaciół motoryzacyjnych? Chyba jedno i drugie. Jak ważne to było wydarzenie, świadczy chociażby to, że zjechali się byli bytowiacy mieszkający obecnie nawet 700 km stąd.
Intensywne przygotowania do szóstej edycji Wystawy Pojazdów Zabytkowych i Klasycznych trwały kilka miesięcy. W gronie członków Automobilklubu Bytowskiego rozdzieliliśmy zadania do wykonania. Niektóre z nich mogłyby się wydawać prozaiczne, jednak nie można było sobie pozwolić na ich lekceważenie. Mowa chociażby o dokumentacji i uzyskaniu szeregu formalnych pozwoleń na przeprowadzenie imprezy. Choć mamy organizacyjne doświadczenie, nie mogliśmy sobie pozwolić na rutynę. Im bliżej było 11.07., tym bardziej wyczuwało się rosnące napięcie. To nie była trema, a raczej nasuwające się pytania, czy mogliśmy o czymś zapomnieć. Lista obowiązków długa. Niektóre z nich wykonaliśmy rzutem na taśmę. Jeszcze w piątek oklejaliśmy auta i czekaliśmy na ostatnie przesyłki. Prezes Grzegorz Rycko trzymał rękę na pulsie. Przed wystawą trzeba już było tylko ugotować zupę. To już taki rytuał. Rozumiemy się bez słów. Jeden kroi marchew, drugi ziemniaki, a pozostali resztę produktów. Kilka godzin gotowania w kuchni polowej i grochówka gotowa. W sobotni wieczór przywitaliśmy się jeszcze z prowadzącymi imprezę Rafałem Jemielitą i Jarkiem Maznasem. Ten sam duet znanych dziennikarzy motoryzacyjnych prowadził imprezę rok wcześniej. Byli więc gwarantami, że kolejna edycja będzie równie udana.
Osobiście rosnące pozytywne emocje związane z wystawą odczułem dwa dni wcześniej. W pewnym sensie potraktowałem to jako zapowiedź wystawy. Do garażowego studia graficznego autokaszuby.pl wjechał Opel. Nie jakiś tam zwykły Opel Ascona czy Rekord, tylko 45-letnia Manta. Oczywiście w najlepszym – żółtym kolorze. Jego właściciel Artur Warsiński mieszka i prowadzi firmę pod Brunszwikiem, ale motoryzacyjną pasją zaraził się jeszcze jako młody bytowiak w słynnej grupie No Risk No Fun. Jego przyjazd do Autokaszuby Graphic Garage zsynchronizowaliśmy z udziałem w VI Wystawie Pojazdów Zabytkowych i Klasycznych. Dzień przed nią pokazałem zdjęcia Manty R. Jemielicie. Przyznał, że piękna, ale po chwili zaśmiał się, twierdząc, że zna wiele dowcipów o Mancie. Zacząłem się martwić, czy na wystawie zacznie sypać nimi jak z rękawa.
Początek imprezy zaplanowano na godz. 10.00, ale niedzielny poranek dla członków klubu rozpoczął się przed 7.00. Godzinę później scena, barierki, namiot, stoliki, kuchnia i pierwsze auta stały już poukładane. Zrobiliśmy jeszcze kilka roszad, aby optymalnie wykorzystać każdy skrawek bytowskiego rynku. Bramę wjazdową koledzy postawili na Jana Pawła II koło plebanii. Plac w szybkim tempie wypełnił się samochodami. Dało się zauważyć dużą liczbę amerykańskich oldtimerów. Wśród nich sportowe Chevrolety Corvette trzeciej generacji z potężnymi silnikami V8. Nie zabrakło konkurencyjnego Pontiaca Firebird oraz kilku krążowników szos. Wielu przyjechało w tematycznych kolumnach. Był sznur Fiatów 126p, czyli popularnych maluszków. Pojawiły się także ekipy z ogromnym rozrzutem tematycznym, a także militarne i dwa traktory. Jeden czerwony niczym zabawka, drugi gabarytami przypominał kombajn. Wystawę zdobiły także jednoosobowe wyścigówki i luksusowe ponad półwieczne Mercedesy. Miłośnicy motoryzacji ustawiali się w kolejkę po grochówkę, inni po najlepszą kawę w okolicy. Prowadzili burzliwe dyskusje na temat swoich pojazdów. Była to przecież świetna okazja do spotkań osób z tą samą pasją.
Zwróciłem uwagę na pierwsze słowa prowadzących, gdy mówili o tym, że to wcale nie samochody i motocykle są najważniejsze, a ich właściciele. To przecież oni kreują motoryzacyjne hobby. Często opiera się ono na emocjach. Zabytkowe pojazdy wiążą się z nostalgią, marzeniami i wspomnieniami. Podczas tej wystawy powrotów do lat z dzieciństwa nie brakowało. Co rusz słyszeliśmy „Mój tata miał taką Syrenkę” albo „Kiedyś miałem takiego samego Golfa”. Jeden z bytowiaków przypadkowo natknął się na Fiata 125p z bardzo nietypowym sześciodrzwiowym nadwoziem. Jak się okazało, dawno temu właśnie ten egzemplarz należał do jego dziadka z Jeziorek. Wspomnienia sprawiły, że młody bytowiak zarezerwował już sobie tego „jamnika” na swój ślub!
Tymczasem prowadzący dzielili się z widownią wiedzą i motoryzacyjnymi opowieściami. Sami też chętnie słuchali właścicieli pojazdów. Zaintrygował ich UAZ, a raczej zestaw. Dwuletni współczesny UAZ Patriot z połówką innego UAZ-a na podczepionej lawecie. To nowe nadwozie dawnej wersji. Po chwili prowadzący byli przy niebieskim Citroenie 2CV, czyli popularnej kaczce, i namawiali do uruchomienia auta na korbę. Chwilę później właściciel Syreny pokazywał, jak można odpalić jego silnik za pomocą sznurka! Podeszli wreszcie do znajomego Opla Manty. No i rzeczywiście były dowcipy. Na szczęście A. Warsiński z dystansem dołożył jeszcze coś od siebie. Jak się później okazało, Opel zrobił także wrażenie na prowadzących, którzy przyznali mu drugie miejsce dla najlepszego klasyka zlotu. Dodam, że wygrał VW T1, czyli popularny bulik lub jak kto woli „ogórek”. Wśród pojazdów bloku wschodniego prowadzący najwyżej ocenili Wołgę i… Trabanta. Nie, nie. Nie wybrali mojego Trabiego. Wolę to tłumaczyć faktem, że nie wyróżniamy aut należących do członków Automobilklubu Bytowskiego niż tym, że na placu były bardziej klasyczne Trabanty. Mowa o tych z silnikiem dwusuwowym, które robią pyr, pyr, pyr, a mój przecież robi wrrrrr i ma silnik „polówki”.
Prowadzący docenili także ekipę z WSK-ami z Trzebiatkowej (gm. Tuchomie). Na ich obecność zawsze możemy liczyć. Uwagę na siebie zwrócili także młodzi rowerzyści z ekipy SkładakiemPoBytowie. Prawie 30-osobowa grupa mogła pochwalić się pięknymi egzemplarzami. Przeważały Wigry, ale między nimi był także jeden wyprodukowany w Bytowie przez firmę Kołaszewski o nazwie Giling 1.
Organizatorzy byli hojni. Oprócz trzech głównych kategorii wybrano najlepiej stuningowane auta, te, które pokonały najwięcej kilometrów, a także te najgłośniejsze. Dla formalności dodam, że rynek ponownie okazał się za ciasny. Na szczęście możemy liczyć na przychylność władz miejskich i strefa wystawy mogła objąć kilka sąsiednich ulic. W sumie biorąc pod uwagę pół UAZ-a, doliczyłem się 185,5 samochodów wraz z ciągnikami i ciężarówkami.
Ostatnim punktem programu był przejazd ulicami miasta. Najpierw ruszyły jednoślady, a za nimi samochody, ciężarówki i niezawodna Balbina, czyli strażacki Mercedes z OSP Niedarzyno. Powolna przejażdżka trwał kilkadziesiąt minut. Mieszkańcy i goście naszego miasta tłumnie ustawili się, fotografując i filmując piękne okazy.
Zamiast wyruszyć na ring wkoło miasta, zabrałem R. Jemielitę i J. Maznasa Trabantem do mojego garażu na krótką sesję zdjęciową. W zasadzie to oni zabrali mnie, bo auto prowadził Rafał. Po drodze opowiedział ciekawą historię, jak to jego teść przemycił z NRD do Polski prototypowy element konstrukcyjny do podtrzymywania silnika do mojego Trabanta.
[B.A. autokaszuby.pl]
KRÓTKO: